Nigdzie na świecie nie powstaje obecnie taka liczba elektrowni zasilanych węglem.

Niemiecka energetyka wraca do węgla - przy pełnym wsparciu ekologów. Decyzja kanclerz Niemiec o rezygnacji z atomu nie jest wiec chyba podyktowana jedynie troską o środowisko. Skorzysta na tym istotnie niemiecki biznes. Według najnowszego raportu i Fundacji im. Heinricha Bölla Niemcy mają prawo do większej emisji dwutlenku węgla do atmosfery, bo już wcześniej wystarczająco ograniczyli jego emisję.
Teraz więc będą wywarzać energię nawet z węgla brunatnego, choć to jedna z najmniej „czystych" metod. Niemcy mają jednak do tego prawo. Zaskakujace jest jednak to, ze niemieccy ekolodzy nie protestują.
- Do 2020 r. chcemy pozyskiwać 35 proc. energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych - mówił niedawno w „Die Zeit" jeden z ministrów. - Ale te pozostałe 65%. też przecież musimy jakoś wyprodukować.
Nigdzie na świecie nie powstaje obecnie taka liczba elektrowni zasilanych węglem. Będzie ich 23, a większość będzie spalać węgiel brunatny. Tym paliwem opalana będzie rozbudowywana właśnie elektrownia w Neurath. Niemcy wkrótce uzyskają 24 gigawaty mocy z węgla (skala porównania to tak, jakby zbudować pięć nowych elektrowni Bełchatów). Zatem przy pełnym poparci niemieckiej partii zielonych do atmosfery trafi co roku ponad 150 mln ton C02 więcej.
Wydaje się, że za cenę odstępstwa od atomu ekolodzy są w stanie poprzeć nawet spalanie węgla brunatnego. Katastrofie w Fukuszimie wzrosła ilość Niemców przeciwnych energii atomowej do 70%.
Początkowo Niemcy miały się pozbyć atomu w takim tempie, aby w jego miejsce zdążyła wejść energia odnawialna. Teraz jednak w ciągu dziesięciu lat z powodu wyłączenia reaktorów Niemcy stracą gwałtownie około 20% produkcji energii elektrycznej. Najpierw uznano gaz za szybką alternatywę. Nie zadziałał jednak dobrze Europejski System Handlu Emisjami (ETS). Przy sprawnie działającym ETS węgiel jako źródło energii do produkcji prądu nie miałby szans z gazem ziemnym, bo ten drugi przy spalaniu emituje trzy razy mniej C02. Kryzys gospodarczy sprawił jednak, spadł popyt na energie elektryczną, więc większość producentów nie wykorzystała swoich pozwoleń na emisję. Ceny pozwoleń spadły więc znacząco. Obecnie prawo do emisj jednej tony C02 kosztuje około 7 euro. Jak twierdzą specjaliści z Instytutu Technicznego z Karlsruhe, żeby prąd z gazu ziemnego był tańszy od energii z węgla, pozwolenie na jedną tonę musiałoby kosztować co najmniej 35 euro.
Już sami Niemcy dostrzegaja obłudę zielonej rewolucji energetycznej.
- Cała ta ekologiczna otoczka zielonej rewolucji energetycznej w Niemczech jest tylko PR-owskim opakowaniem skoku technologicznego, który może przynieść Niemcom krociowe zyski w przyszłości. Jeśli uda im się udowodnić, że źródła odnawialne mogą konkurować z konwencjonalnymi przy produkcji prądu, to cały świat będzie od Niemców kupował technologię i urządzenia. Natomiast gdyby im naprawdę zależało na środowisku, to pod żadnym pozorem nie wracaliby teraz do brudnego węgla...
(ma)
Kategoria wiadomości:
Z życia branży
- Źródło:
- wprost.pl

Komentarze (0)
Czytaj także
-
Kluczowa rola wycinarek laserowych w obróbce metali
www.automatyka.plWycinarki laserowe zrewolucjonizowały przemysł obróbki metali, oferując niezwykłą precyzję i efektywność. Dowiedz się, dlaczego są one...
-
Dlaczego BIAŁE?
Certyfikaty – ma się rozumieć. Nie chcę straszyć unijnymi regulacjami, ale muszę przyznać, że to dzięki nim nasze wieloletnie werbalne poparcie...
-
-