Powrót do listy wiadomości Dodano: 2012-09-13  |  Ostatnia aktualizacja: 2012-09-13
Niechciana energia z Niemiec

Niemcy przesyłają nam energię, której nie chcemy. Tracą na tym polskie firmy

Niechciana energia z Niemiec, drogo nas kosztuje
Niechciana energia z Niemiec, drogo nas kosztuje

Rocznie tracimy 48 mln euro na przepływie prądu zza zachodniej granicy. Nie tylko blokuje ona polskie linie przesyłowe, ale także nikt tej energii nie chce i nie można jej wykorzystać.

Importujemy i eksportujemy coraz więcej energii.  Zgodnie z szacunkami Urzędu Regulacji Energetyki w 2011 r. za granicę wysłaliśmy 7,2 TWh energii (o 133,6% więcej niż rok wcześniej), podczas gdy kupiliśmy 2 TWh (+13,8%). Polskie elektrownie prowadzą interesy głównie ze Szwecją, Słowacją i z Czechami. Oprócz danych handlowych regulator oblicza również, ile energii w generalnym rozrachunku przepłynęło przez połączenia transgraniczne Zaskakujące jest to, że przez polski krajowy system elektroenergetyczny (KSE) przepływa jeszcze blisko 5 TWh energii, czyli ok. 3% krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną. Problem w tym, że nikt jej nie chce

Nikt w Polsce jej nie zamówił, nie zapłacił za nią i na nią nie czeka. To efekt praw fizyki i tzw. wymiany karuzelowej – wyjaśnia DGP prof. Krzysztof Żmijewski, ekspert w branży energetycznej, były szef PSE Operator.

Większość energii z zagranicy pochodzi z Niemiec. W 2011 r. było to aż 5,1 TWh, czyli ok. 3%  krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną, my wysłaliśmy zaledwie 0,4 TWh. Mimo że za Odrą prąd jest droższy niż w Polsce, przez jedno z dwóch połączeń transgranicznych z naszym zachodnim sąsiadem w Krajnikach otrzymujemy prąd wytworzony w gigantycznych elektrowniach wiatrowych o mocy kilkunastu tysięcy megawatów, znajdujących się na północy Niemiec. Nadmiar niewykorzystanej energii „przedostaje się" przez Krajnik do Polski.

Identyczna ilość energii ucieka przez połączenia transgraniczne z Czechami i ze Słowacją na zewnątrz, by potem przez Austrię wylądować na południu Niemiec, w Bawarii – dodaje Krzysztof Żmijewski.

Sławomir Smoktunowicz, rzecznik PSE Operator – firmy, która zarządza głównymi liniami energetycznymi w Polsce – przyznaje, że wymiana karuzelowa to problem. Po pierwsze, zmniejsza bezpieczeństwo energetyczne kraju, ponieważ linie z północy na południe Polski zapchane są niemiecką energią. Ponadto, PSE Operator cierpi na tym finansowo, bo nie można kontrolować nieplanowanych przepływów energii pomiędzy krajami Unii Europejskiej.

Ten mechanizm można porownać do jazdy na gapę płatną autostradą.

Ktoś poniósł koszty wybudowania drogi, utrzymuje ją, ale za podróż jakiejś części pojazdów nie otrzymuje zapłaty.

Niektóre szacunki mówią, że utracone korzyści z tego tytułu rocznie sięgają 48 mln euro, czyli ponad 200 mln zł.

Niemiecka energia z odnawialnych źródeł energii w niekontrolowany sposób uciekała także do Holandii i Austrii. Oba kraje zablokowały jednak sąsiada, montując na transgranicznych przejściach tzw. przesuwniki fazowe. Takie urządzenia mają stanąć na straży również obu polsko-niemieckich połączeń, ale dopiero od 2014 r.

Tymczasem straty z tytułu wymiany karuzelowej uderzają w Polskę już dziś. Ponad 200 mln zł to blisko 60% rocznego zysku PSE Operator i kwota nie do pogardzenia w przypadku czekających ją gigantycznych nakładów inwestycyjnych sięgających do 2016 r. 23 mld zł. PSE Operator musi budować i modernizować nowe linie, bo za kilka lat nie będzie jak przesłać produkowanego w elektrowniach prądu.

(ma)

Kategoria wiadomości:

Z życia branży

Źródło:
GazetaPrawna
urządzenia z xtech

Interesują Cię ciekawostki i informacje o wydarzeniach w branży?
Podaj swój adres e-mail a wyślemy Ci bezpłatny biuletyn.

Komentarze (0)

Możesz być pierwszą osobą, która skomentuje tę wiadomość. Wystarczy, że skorzystasz z formularza poniżej.

Wystąpiły błędy. Prosimy poprawić formularz i spróbować ponownie.
Twój komentarz :

Czytaj także