
Konflikt pomiędzy sektorem energetycznym a Urzędem Regulacji Energetyki jest coraz większy. URE jest jeszcze bardzie surowy jeśli chodzi o kryteria rozliczania wsparcia dla producentów zielonej energii korzystających z biomasy. Przedsiębiorcy muszą udowodnić, że nie spalali pełnowartościowego drewna. W przeciwnym razie nie otrzymają zielonego certyfikatu, który mogą później odsprzedać na rynku.
Energetyka zwraca jednak uwagę, że rozporządzenie z końca 2012 r., regulujace te kwestie zawiera wiele nieścisłości. Znajduje się tam m.in. zapis że, elektrownie i elektrociepłownie od 31 grudnia 2012 r. nie mogą już spalać „materiału drzewnego powstałego w wyniku procesu celowego rozdrobnienia drewna". Nie zdefiniowano jednak jakie dokumenty są konieczne do poświadczenia pochodzenia spalonej w kotłach biomasy.
Szczegółowa lista wymaganych dokumentów została opublikowana 18 czerwca 2013 r. W praktyce producenci energii, po długim czasie od jej wytworzenia, muszą pozyskać od swoich dostawców potwierdzenie, że dostarczona przez nich biomasa nie uwzględniała wspomnianego materiału drzewnego. To problem, z uwagi na fakt, że wcześniej nie było to wymagane – tłumaczy Sławomir Krystek, dyrektor biura Towarzystwa Gospodarczego Polskich Elektrowni.
URE przyznaje, że oświadczenie o pochodzeniu biomasy nie jest już wystarczające. Teraz regulator wymaga także faktur VAT, dokumentów wywozowych z Lasów Państwowych informujcym o rodzaju biomasy, kart przekazania odpadów, np. łupin owocowych, itp.
– Działamy na podstawie rozporządzenia ministra gospodarki. Zgodnie z nim przedsiębiorcy muszą udowodnić, że do wytworzenia energii lub ciepła nie wykorzystali drewna pełnowartościowego. Llista wymaganych dokumentów była konsultowana z branżą od grudnia 2012 r. i ogranicza się tylko do takich, których można oczekiwać od profesjonalnie zarządzanych firm. URE zna przykłady przedsiębiorców, którzy od razu zmienili relacje z dostawcami biomasy i są przygotowani do rozliczania wsparcia według nowych procedur - tłumaczy Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE.
Według niektórych specjalistów, URE podejrzewa, że energetyka pomimo zakazu kontynuuje spalanie w elektrowniach pełnowartościowego drewna, a potem wnioskuje o pomoc. Regulator zaprzecza jednak, że taka hipoteza istnieje. Nieoficjalnie mówi się jednak, że po fali spekulacji, która zachwiała sektorem zielonych certyfikatów, firmy należące do spółek z udziałem Skarbu Państwa oraz zagranicznych inwestorów straciła kredyt zaufania.
Gra idzie o wielkie pieniądze. Jeśli elektrownia nie udowodni pochodzenia biomasy, nie otrzyma wsparcia dla producentów zielonej energii. To dziś co najmniej 145 zł za każdą megawatogodzinę energii elektrycznej. Ubiegłoroczne wsparcie dla spalających biomasę elektrowni wyniosło ok. 2 mld zł. Firmy energetyczne skarżą się na zapowiedź urzędu, że dowody będą podlegały indywidualnej ocenie prezesa URE. Przy dużej liczbie świadectw oczekujących na umorzenie oznacza to konieczność posiadania całego sztabu ludzi, a takim regulator nie dysponuje – twierdzi Sławomir Krystek.
Rozporządzenie zakłada także, że wszystkie wszczęte, ale niezakończone przed 31 grudnia 2012 r. sprawy o przyznanie wsparcia będą rozstrzygane już zgodnie z nowym rozporządzeniem. Resort Gospodarki zakazał też energetyce używania drewna pełnowartościowego. Decyzja ta została podjęta po protestach branży drzewnej, która skarżyła się na marnowanie surowca.
(ma)
Kategoria wiadomości:
Z życia branży
- Źródło:
- Gazeta

Komentarze (0)
Czytaj także
-
Kluczowa rola wycinarek laserowych w obróbce metali
www.automatyka.plWycinarki laserowe zrewolucjonizowały przemysł obróbki metali, oferując niezwykłą precyzję i efektywność. Dowiedz się, dlaczego są one...
-
Oddziaływanie na środowisko spalarni odpadów
Spalanie odpadów od lat budzi wiele kontrowersji oraz protestów społecznych. Protesty te, wystąpiły praktycznie we wszystkich krajach Europy, a...
-
-
-